[muzyka]
Wiesz jak to jest mieć siebie dość? Patrzeć w lustro i mieć
ochotę walnąć w nią pięścią, żeby rozleciało się na milion kawałków? Bo Ty już
dawno rozpadłaś się na milion kawałków i każda próba pozbierania się i
posklejania niewiele daje.
Znowu siedzę i ryczę, i to kompletnie bez żadnego powodu.
Tylko tyle i aż tyle, że rzygać mi się chce na myśl o samej sobie. Wokół jest
sporo życzliwych ludzi, próbuję się poskładać z powrotem do jakiejś względnej
kupy, niby zewsząd wyciągnięte ręce z pomocą, a ja nawet nie umiem za nie
chwycić. I nie do końca jestem przekonana, że chcę za nie chwycić. I to chyba
jest mój największy problem – czy ja na pewno jeszcze chcę o siebie zawalczyć?
Mam takie zdjęcie, nawet profilowe na portalach społecznościowych
i ostatnio pomyślałam, że powinnam je opisać „Tak wygląda depresja”. Jestem tam
uśmiechnięta pełną gębą, nie widać odrostów ani podwójnego podbródka. Tak,
zdjęcie to ja sobie potrafię zrobić. Byłam wtedy na chwilę przed odbiorem kota,
który od jakiegoś czasu był już jedynym powodem, dla którego nie poszłam
zwiedzać spodu pociągu na torach. Teraz siedzi mi na kolanach. Od wczoraj mnie
na krok nie odstępuje. Chyba łapie, że mam wszystkiego ponad stan.
I teraz najlepsze. Znalazłam kogoś, kto wydaje się aż
nieprawdopodobny. Kto chce obok mnie być, choćby przez kilka godzin. Kto rozmawia
ze mną od przebudzenia, do pójścia spać. Jest normalny. Czuły, opiekuńczy,
martwi się o mnie. Jest też atrakcyjny. Stara się. Wziął mnie z całym moim popierdoleniem
i skrzywieniem. Przez kilkanaście dni było cudownie. A później mój nastrój
znowu zaczął lecieć na łeb. Przecież ktoś taki jak ja nie zasługuje już w życiu
na nic dobrego. A już na pewno nie na spieprzenie komuś kilku miesięcy z jego
egzystencji.
Bo ja w końcu zniknę. Kiedyś w końcu niebo spierdoli mi się
na głowę i już się nie podniosę. Warto kogoś takiego trzymać przy sobie?
.
.
.
Nie.