By ten nadchodzący rok
Za rok odchodził z żalem,
Że to, co było,
Drugi raz się nie stanie.
By każda uroniona łza
W złości, smutku i rozpaczy
Milionem uśmiechów
Odzwierciedlała się na twarzy.
By każdy wschód słońca
Zapowiedział niebieską przygodę.
Życzę wam wszystkiego,
Co tylko dziś mogę.
Żeby wszyscy mieli w końcu
To, do czego dążą,
By marzenia senne,
Które w głowie krążą.
Te przyjemne tylko
Do rzeczywistości dążą.
Niech ten rok, co właśnie
Wartko się zaczyna,
Nie zawiódł nigdy
Waszych oczekiwań.
czwartek, 31 grudnia 2015
środa, 23 grudnia 2015
Odsłona VII
Wbiegłam do teatru, dusząc łzy i łkanie we własnym gardle, nie mogąc przez to złapać odpowiedniego oddechu.
Chciał mnie odsunąć.
W roztargnieniu zrzuciłam z twarzy maskę redaktora i z niewypowiedzianym krzykiem odrzuciłam ją od siebie, by sięgnąć inną, pierwszą z brzegu twarz, a po chwili stanąć na środku sceny. Bez rekwizytów... bez ozdób... i bez kurtyny. Z początku nie zwróciłam na to uwagi, jednak jedno spojrzenie na widownię wystarczyło, by pojąć, że to wszystko wina maski - maski, która w rzeczywistości nią nie była... lecz prawdziwej twarzy.
Chce mnie odsunąć.
Już kiedy dotarło do mnie, że jestem "Niewygodną" naczelnemu, wiedziałam, że fatalne wynikną z tego kłopoty. To było... półtora roku temu, gdy jeszcze ich wszystkich nie znałam. Do tej pory zaś jakoś grało, umiałam odpuścić w odpowiedniej chwili czy... sama sobie coś... załatwić. Grałam dobrego dziennikarza, którym tak naprawdę nigdy wcale nie chciałam być. Chodziło o żużel i cóż... żużlowców... Ale co o tym świecie może wiedzieć 19-letnia dziewczyna?
Pasja do "czarnego sportu" zbrzydła mi szybko przez kulisy tego środowiska. i stała się tylko sposobem na zarobek...
Chce i zrobi to.
Dopiero w tym roku, po którymś wyjeździe (może do Gdańska, na mecz z SMSem), dotarło do mnie, jak ważni stali się dla mnie dzisiejsi widzowie. - Ot. 20 chłopa i dwóch pijaków, którzy tych pierwszych potrafią pokochać. Moich starszych braci, choć i "Młody" się tam gdzieś pod nogi przypałętał...
Chce mi to zabrać.
Dopiero w Gdańsku dotarło do mnie, jak bardzo chce być... cóż. Swoja. Nie klubu, nie redakcji, nie syfów. Ich. Swojak.
Dziś przyszli na widownię, gdy - z pomyłki! - nie założyłam na twarz swą maski. Dziś! Siedli wokół, mieszcząc się zgrabnie w dwóch rzędach - na honorowym miejscu trzymając moją przyjaciółkę.
DZIŚ?!!
Kiedy dotarło do mnie, jak bardzo mi na tych chłopakach zależy, po prostu stanęłam w miejscu, pośrodku sceny i wybuchnęłam płaczem, objąwszy się ramionami. Rozpłakałam się doszczętnie, tracąc nad sobą resztki panowania. I stałam tak. Płacząc. Krzykiem niewypowiedzianym wołając potwierdzenia, że nie dadzą mnie skrzywdzić. Że jestem "Swojakiem"...
- Ej, mała! Czego płaczesz? Przecież nie damy nikomu Ciebie zastąpić - powiedział kiero.
- Cześć - potwierdził z nikłym na twarzy uśmiechem Darek.
Chciał mnie odsunąć.
W roztargnieniu zrzuciłam z twarzy maskę redaktora i z niewypowiedzianym krzykiem odrzuciłam ją od siebie, by sięgnąć inną, pierwszą z brzegu twarz, a po chwili stanąć na środku sceny. Bez rekwizytów... bez ozdób... i bez kurtyny. Z początku nie zwróciłam na to uwagi, jednak jedno spojrzenie na widownię wystarczyło, by pojąć, że to wszystko wina maski - maski, która w rzeczywistości nią nie była... lecz prawdziwej twarzy.
Chce mnie odsunąć.
Już kiedy dotarło do mnie, że jestem "Niewygodną" naczelnemu, wiedziałam, że fatalne wynikną z tego kłopoty. To było... półtora roku temu, gdy jeszcze ich wszystkich nie znałam. Do tej pory zaś jakoś grało, umiałam odpuścić w odpowiedniej chwili czy... sama sobie coś... załatwić. Grałam dobrego dziennikarza, którym tak naprawdę nigdy wcale nie chciałam być. Chodziło o żużel i cóż... żużlowców... Ale co o tym świecie może wiedzieć 19-letnia dziewczyna?
Pasja do "czarnego sportu" zbrzydła mi szybko przez kulisy tego środowiska. i stała się tylko sposobem na zarobek...
Chce i zrobi to.
Dopiero w tym roku, po którymś wyjeździe (może do Gdańska, na mecz z SMSem), dotarło do mnie, jak ważni stali się dla mnie dzisiejsi widzowie. - Ot. 20 chłopa i dwóch pijaków, którzy tych pierwszych potrafią pokochać. Moich starszych braci, choć i "Młody" się tam gdzieś pod nogi przypałętał...
Chce mi to zabrać.
Dopiero w Gdańsku dotarło do mnie, jak bardzo chce być... cóż. Swoja. Nie klubu, nie redakcji, nie syfów. Ich. Swojak.
Dziś przyszli na widownię, gdy - z pomyłki! - nie założyłam na twarz swą maski. Dziś! Siedli wokół, mieszcząc się zgrabnie w dwóch rzędach - na honorowym miejscu trzymając moją przyjaciółkę.
DZIŚ?!!
Kiedy dotarło do mnie, jak bardzo mi na tych chłopakach zależy, po prostu stanęłam w miejscu, pośrodku sceny i wybuchnęłam płaczem, objąwszy się ramionami. Rozpłakałam się doszczętnie, tracąc nad sobą resztki panowania. I stałam tak. Płacząc. Krzykiem niewypowiedzianym wołając potwierdzenia, że nie dadzą mnie skrzywdzić. Że jestem "Swojakiem"...
- Ej, mała! Czego płaczesz? Przecież nie damy nikomu Ciebie zastąpić - powiedział kiero.
- Cześć - potwierdził z nikłym na twarzy uśmiechem Darek.
czwartek, 3 grudnia 2015
Kanarek
Ja - wolne zwierze
W nadopiekuńczość ni trochę nie wierzę
Ani w mówienie mi, co mam robić
- Zrobię co chcę - choćby na złość Wam zrobić.
Ja - wolne zwierze
Nie wyrażam swej zwierzęcej zgody
na traktowanie mnie jak przedmiot
i nie zależy to od pogody.
Ja - zwierzę wolne
Nie będę żyła w sidłach, w klatce
Nie będę zmieniać się dla ludzi
Bo - chociaż zwierz ze mnie - nie jestem ćwierkającym Kanarkiem...
W nadopiekuńczość ni trochę nie wierzę
Ani w mówienie mi, co mam robić
- Zrobię co chcę - choćby na złość Wam zrobić.
Ja - wolne zwierze
Nie wyrażam swej zwierzęcej zgody
na traktowanie mnie jak przedmiot
i nie zależy to od pogody.
Ja - zwierzę wolne
Nie będę żyła w sidłach, w klatce
Nie będę zmieniać się dla ludzi
Bo - chociaż zwierz ze mnie - nie jestem ćwierkającym Kanarkiem...
Subskrybuj:
Posty (Atom)