Nie radzę tego czytać. Nie wiem, skąd mi się wzięło w głowie.
Zastanawiacie się czasem po jaką
cholerę nam w życiu plany? Człowiek wyznacza sobie daleki, często nieosiągalny
cel, żeby co? Udowodnić coś samemu sobie? Zwiększyć własne możliwości?
Pieprzenie. Wyznaczamy sobie coś, czego nie jesteśmy w stanie osiągnąć – taka prawda.
Brutalna? A kto powiedział, że będzie miło i przyjemnie? A nawet jeśli
wyznaczamy sobie cel, który jesteśmy w stanie osiągnąć, to i tak nam nie
wyjdzie. Bo wokół nas jest jeszcze miliard innych ludzi, którzy chcieliby
właśnie podobny cel osiągnąć i zrobią wszystko, żeby tobie jednemu się nie
udało. Nie ma oryginalności, wszyscy chcą tego samego. Miłości, pieniędzy,
spokoju, zdrowia… A jeśli już o zdrowiu mowa – to jak nie powstrzymają Cię
ludzie, powstrzyma Cię choroba. No i tak skończysz w piachu. Bo wszyscy
umierają. Wszyscy zostaliśmy stworzeni dla jednego skutku. Przyczyna? A bo ja
wiem? Ewolucja? Błąd Boga? Fanaberie marnego pisarza? Skutek – śmierć. Z
własnej woli albo z woli przeznaczenia. Wolność? W tym przypadku wolność polega
na wybraniu sposobu, w jaki odejdziemy na łono Abrahama, do nieba, piekła czy nirwany.
Albo zrobimy to tak jak chcemy, albo już w ogóle stracimy na oryginalności i
damy się zabić starości, chorobie czy nietrzeźwemu kierowcy na dziurawej
drodze. A i tak skończymy w piachu. No, chyba że najpierw nas spopielą.
Ewentualnie mogą rozsypać nasze prochy w jakimś ważnym dla nas miejscu, ale
tego się w sumie nie robi, „bo są mniejsze szanse na osiągnięcie zbawienia”.
Kolejne fanaberie. Pogrzeby są dla żywych, a nie dla zmarłych, to dlatego
wymyślają wciąż nowe ograniczenia, wciąż nowe sposoby na uprzykrzanie życia
rodzinom, wykosztowującym się na pomniki, stypy i inne idiotyzmy. Bo tak
trzeba. Pieprzenie.