sobota, 21 lipca 2012

Odsłona III


[muzyka]

Ciemność...
Nic nie widzę.
Stoję, a wokół mnie nic nie ma.
Tylko ciemność...
Ciarki biegają mi po plecach, a ręce pokrywają się gęsią skórką.
Chłód, czuję chłód.
Robi się jakby trochę jaśniej - widzę czubek mojego nosa i parę, która wypływa z moich ust wraz z powietrzem.
Obejmuję się drżącymi ramionami.
Przejmujący pisk przeszywa mi uszy, łapię się za głowę.
Wydaję stłumiony jęk i kucam, błagając w myślach, żeby On przestał.
Nie przestaje...
Nagle słyszę cichu trzask i w oczy bije mnie snop ostrego światła.
Krzyczę...
Słyszę kroki...
 Kroki niosące się po pomieszczeniu, w którym jestem.
Zaciskam powieki, błagając, by wyłączył światło.
Nie słyszę własnego głosu, tylko ten przenikliwy pisk.
Czuję jak kryształy rwą moje struny głosowe na strzępy, połykam je, i czuję jak niszczę mi płuca, ale wciąż krzyczę by przestał.
Nagle pisk ustaje, a światło staje się jakby mniej... męczące.
Mój wrzask odbija się echem od ścian budynku.
Rozpoznaję okrągłą scenę, rozpoznaję widownię...
Jest pusta.
Boję się.
Kroki, kroki, kroki.
Czai się gdzieś w ciemnym kącie.
Strach...
Jego zimne ramiona...
Nie!
Nie, nie...
Odejdź!
Odejdź... Odejdź...
Przestań za mną powtarzać!!!
Powtarzać, powtarzać...
PRZESTAŃ!
przestań, przestań...

Upadam na kolana.
Płaczę.
Bezgłośny szloch zatyka mi płuca...
krztuszę się...

Ból...

Ciemność.

Kiedy się budzę, snop światła oświetla mnie jedyną, ale nie z taką siłą jak na początku. Leżę w jego kręgu, a wokół pełno jest krwi. Rozglądam się i próbuję coś powiedzieć, ale tak bardzo zachrypłam, że nie mogę wydobyć z siebie głosu.
Bezgłośnie błagam o pomoc. Ocieram krew z ust i powstrzymuję łzy przed wypłynięciem.
Aniele Stróżu - myślę - Nie zostawiaj mnie samej...
Ktoś znowu stawia kilka kroków, ale jakby... innych? Niepewnych - coś podpowiada mi w głowie.
Zatrzymuje się, gdy trochę głośniej zaczynam oddychać. Płuca mi rzężą. Powiedziałby, że znowu udaję pociąg.
To Ty? - staram się zapytać, ale z gardła wydobywa się tylko charkot. Kaszlę chwilę i próbuję jeszcze raz: To Ty?
Ktoś stawia jeszcze kilka kroków i staje w obrębie światła.
Przyglądam mu się i dostrzegam podobieństwo - różowe włosy; postne, niebieskie oczy.
To Ty! - wykrzykuję i chcę rzucić Ci się na szyję, ale nagle dochodzi do mnie, że nie mogę oderwać dłoni od podłogi.
Spoglądam na nie bez zrozumienia i... kajdany... widzę kajdany, ale takie jakieś półprzezroczyste...


Wszystko nagle rozbłyska, a On znika... błagam by został, ale odchodzi, kręcąc tylko głową...

Coś zaczyna się dziać. Do pomieszczenia wchodzą ludzie, których nie znam... Zaledwie kilka znajomych twarzy wśród tłumu.
Ocieram łzę, kiedy ktoś do mnie podchodzi. Znów niewiele słyszę, zupełnie jakbym była za szkłem, a on coś mówi i po chwili dołącza do niego drugi człowiek. Łapią mnie za ramiona i stawiają na nogi. Chwieję się, ale mnie przytrzymują.
Jeden z nich uśmiecha się, choć przecież nie widzę dokładnie jego twarzy. One wszystkie są rozmazane i niewyraźne...
- Graj, Kinga, graj! To przecież tylko teatr życia - mówi drugi i wybucha śmiechem, kiedy widzi moją zrozpaczoną minę. Puszczają mnie i odchodzą, siadają na widowni...
- A co jeśli nie chcę? - pytam, ku uciesze kogoś w kącie.
Ona wstaje, podchodzi do mnie powoli. Ma długi, czarny płaszcz, z zarzuconym kapturem na głowę. Znów ogarnia mnie chłód.
- Wtedy pójdziesz ze mną - mówi syczącym, cichutkim szeptem. Zauważam, że podpiera się kijem, a po chwili kij zmienia się...
- Śmierć? Nazywasz się Śmierć? - pytam, ale już za późno. Laska staje się kosą, a scena mogiłą.
Po raz ostatni krzyczę...
Aniele Śmierci, otocz mnie swymi ramionami i zaprowadź pod wieczności wrota...

Odsłona II




Noc, z dala wzywa Cię duch życia,
Mamela.
Nic, nie przeszkodzi Ci już,
nie trać wiary w swą moc, ooo,
w swą moc.

Duch żyje w nas.
Duch nami lśni.
Pilnuje z nieba
biegu nocy, dni.
Na straży prawdy,
na straży praw.
W twoim spojrzeniu.
Duch żyje w nas.
~ "Duch żyje w nas" - Król Lew

Powyższa piosenka zawsze pasuje mi do życia, chociaż, o zgrozo, została napisana na potrzeby bajeczki dla dzieci. Swoją drogą, bajeczki, którą bardzo lubię. Dzisiaj mam dzień na interpretację tekstów w odniesieniu do mojego życia, strzeżcie się.
Zacznijmy od tego wyżej. Nie zinterpretuję całej, tylko niektóre wersy - ja leniwy stwór.

Noc, z dala wzywa Cię duch życia

Nocą najlepiej się myśli. Ma się wtedy najciekawsze i najdziwniejsze pomysły. Jako pisarz mówię, że noc to moja ulubiona część doby. Wtedy ten "duch życia" jest dla mnie weną twórczą. Z gwiazd da się wyczytać dużo - kiedyś nawet umiałam obliczać z nich czas. Wszystkie pomysły na opowiadania przychodziły nocą.

nie trać wiary w swą moc

Ostatnio kilka zdarzeń był tak demotywujących, że moja "moc", jak to się zawsze śmieję, skorzystała z okazji i szybko się ulotniła. Pozostawałam w takim stanie, że brak wiary we wszystko stał się codziennością. Najbardziej dotkliwą chyba była jej nieobecność w stosunku do ludzi. Wiara w człowieka jest ważna w moim życiu. Bo jeśli nie wierzyć w nich, to w co? Metafizyka nie jest tu odpowiedzią.

Pilnuje z nieba
biegu nocy, dni.

W to wątpiłam. Moje poglądy na temat Boga, teoretycznie nie są do końca chrześcijańskie, nijak mają się też do innych wiar. Na pozór jestem katoliczką, jednakowoż myślę, że deizm bardziej tu pasuje. Bóg... cóż, może i stworzył świat, a jak zobaczył, że człowiek sobie nijak nie radzi, podesłał kilka swoich wyższych sługów - Aniołów, którym to tylko zależy na dobru człowieka. Bogu po prostu było nas żal.

W twoim spojrzeniu.
Człowiecze oczy to zagadka, którą "niektórzy" potrafią rozszyfrować. Niewielu ludzi potrafi zamknąć emocje na kłódkę. Dość niski odsetek potrafi spojrzeć w oczy innych, by zobaczyć, że coś jest nie tak. To swoisty dar, który czasem jest tak uciążliwy, że, jak to ja ich nazywam, "widzący" zamykają oczy na cierpienie innych. Ciężko jest wyzbyć się tego daru, ale da się, podobno.
Mnie się nie udało.

Gdy znajdzie Cię głos,
Który będzie wspierał Cię
Pragnę żebyś wiedział, że...
To będę ja...

A gdy czuła dłoń
Da przyjazny znak
wskaże dobry szlak...
To będę ja...

Mogę dla Ciebie zdobyć sto gór
Mogę dla Ciebie przez czasu gnać nurt
A po rozstaniu niejeden raz
zobaczysz blask...
i to będę ja
~Mój brat niedźwiedź - "To będę ja"

To ostatnio moja ulubiona piosenka. Również z bajki dla najmłodszych. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak głębokie teksty można znaleźć w takich "maleństwa", jak ja to stwierdzam.
To zinterpretujemy w całości, nie dzieląc na wersy.

Jestem zawsze przy Tobie, nawet jeśli tego nie widzisz.
Gdy do mnie dzwonisz w nocy, kiedy śpię i przepraszasz za to, zostajesz zganiony - ja zawsze jestem do Twej dyspozycji.
Chcę, żebyś wiedział, że mnie masz. Że przy każdym problemie jestem w stanie Cię wesprzeć.
Jeśli tylko tego potrzebujesz, powiedz, a przyjdę.
Jeśli będę umiała, powiem Ci, co zrobiłabym na Twoim miejscu.
Dla mnie nie ma przeszkód. Dla mnie nie liczy się wysiłek. Ty jesteś ważniejszy.
Żyję, żeby Ci pomóc - dajesz mi sens mojej egzystencji.
A nawet jeśli nie będziesz mnie już chciał, a coś złego się stanie, ja i tak przyjdę, żeby wyciągnąć Cię z kłopotów, a później zniknę cicho, byś nie musiał się mną przejmować.

Odsłona I



[muzyka]
Siedzę, na pozór spokojna. Spękane wargi zatapiam w gorącej herbacie, która już dawno przestała być słodka. Próbuję spojrzeć na siebie z oddali, obiektywnym okiem, ale nic nie widzę. Nie ma już mnie. Jest jeden ktoś i jego przeciwieństwo. Ja byłam po środku. Ja byłam równowagą. Mnie zabiła. Już nie istnieję. Dlaczego nie mogę istnieć? Byłam, nie jestem, nie będę. Wokół szum, gra muzyka, ktoś śmieje się, królik drapie o spód klatki, a mnie otacza cisza. Mgła, której nie można zobaczyć, a która mnie zabija. Czasem potrafię się przebić - na krótko, słabo... ale nikt nie widzi. Walka wewnątrz jest wyczerpująca - dławię się własnym oddechem. Gdzieś jest, Ty, która tak często chciałaś mnie wyciągnąć z pułapki? Co się z Tobą stało, gdy już zdążyłam Ci zaufać?
Zniknęłaś... Chciałaś tego od początku, tak? Dać złudne poczucie, że jesteś, a później... oskarżasz mnie? Proszę, jeśli to właśnie ci pomaga. Mówisz, że znalazłaś miłość. Możliwe, nie przeczę. Tylko, że ona cię oślepiła.
Nie pamiętasz już, jakie byłyśmy szczęśliwe? Dwie żółto-niebieskie wróżki, wyruszające na podbój świata, ba, tworzące światy, ludzi, zwierzęta i to, co pomiędzy.
Nie chcesz pamiętać.
Wcale ci się nie dziwię. Ile to już obietnic złamałaś? Ile pustki miały twoje słowa? Jak bardzo skalana kłamstwem jest twoja krew, którą zechciałaś wymieszać z moją, obiecując wierną przyjaźń?
Idealizuję się? Czy ja wiem? Ktoś, kto nazywa się ostatnim wrakiem, zanurzonym po uszy w życiowym mule, może dostać miano samoidealizatora?
Oskarżasz mnie, że nie umiem słuchać... Ile to razy siedziałam z Tobą w naszym parku, karmiąc kaczki i wysłuchiwałam, jak boli cię życie?
Że o nim nie chciałam słuchać?
Prawda.
Ale ty wiesz, dlaczego.
Nie znam się na miłości.
Nie chciałam się wypowiadać na tematy, w których jestem laikiem. Moja niewiedza nie była dobrym punktem odniesienia. Nie chciałam cię nią ranić.
Teraz... cmentarz - tyle zostało z połamanych obietnic, łez i próśb.
Wiesz, czyim imieniem opatrzyłaś najokazalszy nagrobek?
Na imię ma Jess.
A ten malutki, mizerny, usypany jedynie z mokrej ziemi to przyjaźń, która w moich oczach była pokaleczona lecz piękna.
Czy na tym właśnie ci zależało?
Nie oskarżam cię, nie.
Ja tylko próbuję zrozumieć, gdzie jest mój błąd i chyba znalazłam.
Zaufanie - głupi nawyk.

Zjednoczenie


[*]
Po­god­ny, uśmie­chnięty
Miłością do żużla ściśle objęty.
Ry­cerz w biało-czer­wo­no-niebies­kiej zbroi
Z żura­wiem na pier­si - Rzeszo­wa barw bro­nił.
Z czwórką na plas­ti­kowym plas­tro­nie
W sku­pieniu przed biegiem po­tarł skro­nie.
Łysinę scho­wał pod białym kas­kiem
Oświet­lo­nym wrocław­skiego słońca blas­kiem.
Przyt­rzy­mał ma­netkę ga­zu..
Sprzęgło łapiąc od ra­zu...
Gdy sędzia za­palił światło
Spod taśmy wys­trze­lił szyb­ko.
Ad­re­nali­na w żyłach zaw­rzała
Gdy maszy­na w łuk się składa­ła.
Drugi?
Trzeci?
­Czwarty...
Zahaczył o za­wod­ni­ka Spar­ty.
Co działo się w je­go głowie
gdy upadł? Nikt nie po­wie,
ile bólu znieść mu przyszło...
Dlacze­go tak właśnie wyszło?
Prze­cież ka­ret­ka, prze­cież le­karze!
Wy­rok Śmier­ci inaczej karze...
Umiera - od­wieziony do szpi­tala
Kto na to wszys­tko w ogóle poz­wa­la?!
Młody An­glik poszedł do pia­chu,
żużlo­wym światem wstrząsnął dreszcz strachu.
Łzy popłynęły, ki­bice krzycze­li:
"Lee, Lee Richar­dson" - zjed­nocze­ni.

Miłosierdzie

Spoj­rze­niem pełnym bla­dych łez, poszu­kuję Ciebie.
Zielo­nymi tęczówka­mi podzi­wiam skro­nie,
na których pełno jest Twe­go krwa­wego po­tu.
Roz­szerzo­nymi źre­nica­mi wy­rażam zdzi­wienie.

Krwiożer­czy ból roz­ry­wa Twoją czaszkę - krzyczysz,

per­listym kryształem po­wiet­rza roz­ry­wasz Swe gardło.
W zbladłym strachu poszu­kuję od­po­wie­dzi,
Dlacze­go od­ku­piłeś nas? Płacisz prze­cież zbyt wielką cenę.

Pełny bólu, cier­pienia i żalu, omiatasz nas miłością.

Pełny za­wodu, za­gubienia - uśmie­chasz się nie raz
Wisząc nad na­mi, szczęśli­wy jes­teś, Pa­nie.

Z sza­ty ob­darty, ręce rozkładasz, obej­mując

cały swój lud, zdzi­wiony Twym miłosier­dziem.
Ky­rie eleison
, Chrys­tu­sie na krzyżu umierający.

______

Proszę o wy­rozu­miałość - to mój pier­wszy so­net.

Odkupienie

spokój duszy zmąco­ny krzykiem
ser­ce bólem roztopione
złama­ne prag­nienie oddechu
śmier­telnej mod­litwy dzwonem

zmar­niałe w smut­ku marzenia

trud­na jest dro­ga do odkupienia
wiem że Ciebie gdzieś znajdę
pos­ta­wione­go na błahej chy­bot­li­wej warcie...
Mo­jej warcie.
 

Lazurowe oczy

[muzyka]

Wokół siebie roztaczasz oddech słodki,
Parzysz spojrzeniem oczu lazurowych,
Wargi rozchylam w niemym zdziwieniu.
Ty przenikasz mą duszę - wierny przyjacielu!

Zakasam rękawy wabiona rozpaczą,
Zaśmiewasz się, szydzisz - ja płaczę.
Perlistym dźwiękiem rozrywasz mi serce,
Rozpaczy detalem, wołam - Chcę więcej!

Swawolną taktyką zabijasz mnie bardziej,
Rzucasz me życie na chwiejną szalę,
Pozwalasz utulić mnie choć raz dokładniej,
Zabierasz mi tego, kto kocha, gdy z Tobą walczę.

Przestaję się bronić - złoty miecz składam.
Krzyk głodu gdzieś dzwoni - nie słyszę - upadam.
I znowu mnie budzą - ostatkiem sił walczę.
Narkotyku! - Ciebie wyklinam i pragnę w mej walce.

Roztaczasz wokół mnie swój słodki oddech,
mamisz mnie spojrzeniem lazurowych oczu.
Rozchylam wargi w niemym zdziwieniu.
Zabij mnie w końcu! - krzyczę w cierpieniu.

***

[muzyka]


oschłością zawitały do mnie słowa

słonością potoczyły się krwawe łzy
bólem wyryły w policzkach
krzykiem zdławiły sny

szeptem wołały o pomoc

ciszą koiły ból
muzyką ukrywały łkanie
blizną tłumionych Muz
zabijałby mózg

Dźwięk

[muzyka]

 Zatroskany wzrok osusza łzy,
Nie-rozbrzmiały głos łagodzi sny.
Zadyszany ktoś odgarnia to,
co zasłania radość słońca.

Roztargniony śpiew ratuje śmiech,

Zamyślony szept rozpędza ból
Nakarmiony słodyczą łzawy król
Chce znów pogodzić się z ciszą.

A ty znowu w dźwięku strun zatapiasz zmysły

Myślisz o tym, że może sen się ziścił.  

Pocałunek Cienia

[muzyka]  
Kwiecie nocy, bezduszny księżycu,
Zaświeć łaskawie na dziewczyny licu.
Dobrodusznie otul ją, świecy płomieniu,
Daj wyspowiadać się Ciszy w skupieniu.
Blada jej skóra, blade też oczy –
Lek w szpitalu umysł zamroczył.
Czerwona rosa na wargach zaschnięta.
Los jej przesądzony, choć kobieta piękna.
Czarne rzęsy i usta różane,
Przez płowego młodzieńca tak miłowane,
Skazane na pustkę pełną cierpienia,
Na zmierzch emocji, pocałunek cienia.
„Bezdechem moim ciszę poskromię,
I nie pozwolę by dotknął kto mnie!
Przytulę do piersi pluszowego misia
Ostatni raz… Natura ma lisia.
Zaczaję się na nich, a gdy tu wejdą
Do planu mojego realizacji przejdę.”
I myśląc tak, na piersi założyła ręce
Poddając wrażliwość ostatniej udręce
I dławiąc w sobie krzyczące serce
Postanowiła nie oddać się męce.
Ku oknu zerknęła, zwabiona stukotem
I zaraz wzrok odwróciła z powrotem.
Nie mogła uwierzyć, że po raz kolejny
On był tam, dokładny, jak na obrazie olejnym.
Pośród drzew, lasu i wichru, i liści
Stał niewzruszony. „– Czemu chcą cię zniszczyć?
Tyś wzorem cnoty i dobre masz serce.
Niechaj zabiorą od Ciebie swoje brudne ręce!”
Podniosła się chwiejnie i niepewnym krokiem
Podeszła do okna, walcząc z duszy mrokiem.
Wyciągnęła rękę, ku ciemnej postaci.
Przysięgali jej wszyscy, że za grzechy zapłaci
Tymczasem Anieli zesłali jej braci sforę.
Lekarze do sali wbiegli nie w porę.
Akurat za chmury schował się księżyc,
Pojmali jej ręce – nie mogła zwyciężyć.
„-Panowie, zwlekać nam nie wypada,
Koszmarów, tę pannę, męczy gromada”.
Wyrywać się chciała, lecz marne jej próby,
W oddali głos puchacza – to symbol jej zguby.
I choć noc taka piękna, dziewczyna związana,
Chociaż przez Boga tak umiłowana.
Skrępowane ręce do krzesła przywiązane,
Ostre narzędzia, na pannę szykowane.
„- Nic nie poczujesz, najwyżej łaskotanie.
Przed bólem chroń ją, o przedwieczny Panie.”
Zabieg wykonali – emocje opadły,
W oddali tylko krzyk dał się słyszeć – to Anioł Upadły.

Zagubienie



[muzyka]

Zagubione spojrzenie
Zagubioną skrywa duszę
Zagubione wejrzenie
Zagubienia widzieć nie musi

Roztrzaskane tęczówki
Rozpadliną uczuć zbielałe
Roztrzaskane marzenia
Skryte w skrzyni gniewu - zbyt małej

Zatrzymanie oddechu
Pauza w serca biciu
Zachłyśnięcie się życiem
Człowieczeństwo prozaiczne

Karykatura egzystencji
Zawierzenie się Śmierci
Zagubienie się w świecie
Komercyjne życie w wiecznie umarłym lecie...

Pozwolenie

[muzyka]Ciemność pochłania moje myśli...
Za każdym razem od nowa.
Nie wiem, gdzie jestem, nie wiem, jak walczyć,
Nie wiem, co z moim prywatnym "Ja"

Czuję, jak w żyłach pali życie
Ból uśmierzać ból chce.
Rozrywam siebie, od wewnątrz w ukryciu,
Na zewnątrz radośnie uśmiecham się.

Zamykam duszę w więzieniu powiek
Nikomu nie mogąc zaufać.
Zagryzam wargi, nie mącąc ciszy
Dławię palące krople krwi duszy.

Uciekam przed jedynym czujnym spojrzeniem
tych, co widzieć - nie patrzeć - potrafią
Zamykam w sercu emocjonalną mgiełkę
Zatykam uszy na własny krzyk duszy.

Niemym błaganiem uraczam przyjaciół
wierząc, że w końcu coś zmieni się,
Naiwną nadzieję dławię łzami.
Krwawię, bo nikt tego mi nie zabroni. 

Lęk

[muzyka]

Uciekasz?
Gdzie?
Po co?
I tak on Cię znajdzie,
choćby i nocą.
Wtedy, jak teraz,
nie znajdzie litości -
Połamie i porwie duszy twojej kości.
Ile tak jeszcze?
A ile wytrzymasz?
Pogrążasz się w ciemnym krzyku gwiazd, w głośnym blasku sylab.
Ostatnie tchnienie oddasz bez dźwięku,
Zgryzionymi wargami, tłumiony świat lęku.

Sen



Ciche jęki przerywają ciszę,
Łzy więzione pod kratami powiek,
Chrapliwy oddech pochłaniający Duszę.
Nikt nie pomyśli, że zawinił człowiek.

Zagryzione do krwi słowa:
Pozornie proste życie przetrwać,
Resztki siły na codzienność uchować,
Z pozorami uśmiechu ból witać,
Uciekając w TO tak, by móc odpocząć, pooddychać.

Z wrażliwością godną Boga,
Z miłością książkowego bohatera,
Ból ukrywać w swoich słowach,
zamknąć w ciele,
Wyzwolić w literach.

Tęczówki schronić przed utratą koloru,
Smutku wyzbyć się - nie przez łzy - wyzbyć motłochu,
odciąć się od gwaru rozmów, gwaru myśli.
Zamilknąć... zasnąć...
Niechaj sen się ziści.

Pragnienia

[muzyka]

Zachłysnąć się powietrzem
Chciałabym znaleźć czas.
Roztrzaskać wspomnienia,
by nie błagać ich o chwilę odpoczynku.

Przestać bać się zmierzchu.
Odnaleźć księżycowy blask
Zapytać się własnych myśli
Jak odnaleźć drogę do gwiazd

Zamknąć oczy na ból,
nauczyć się ignorować świat.
Bez zatrzymań, zwiedzać świat.
Bez miłości, bez strachu, przyjaźni.

Cierpieć na uczuć brak.

Nie wymyśliłam tytułu

[muzyka]
Mieszam z błotem moją krew,
Oddechem bezczeszczę powietrze,
Kłamstwem ochładzam otoczenie,
Rany leczę wierszem.

Spękane wargi szepczą,
Otwarte uszy nie słyszą.
Świat ułudy i kłamstwa,
Próbuję utulić ciszą.

Świętości zrzucam na skraj
wspomnień mojego życia.
Wartości, kiedyś ważniejsze,
niemym krzykiem uciszam.

Pielęgnuję w sobie (nie)idealność
Zbrukanych duszy oddechem.
Pomocy udzielę zawszę,
Przytulę, szepnę pociechę.

Sama świat przemierzając,
Pomagać i nie chcieć pomocy,
Uciekam do nory, jak zając
Podczas dni pełnych niemocy.

Tańczę niezdarnie na granicy
przepaści targanej kostuchy wiatrem.
Na cienkiej lince skaczę
Na błahej szali mam wartę...

Matka

{muzyka}

Zamilkła.
Ciche cierpienie, aż bolą uszy.
Tuliła,
Nie mogąc wytrzymać agonii duszy.
Zimna
Mimo że, przecież wciąż żywa.
Mająca
W ramionach martwego syna.
Łza
Spłynęła szybko po bladym policzku...
Syneczku!
Wróć mój milczku...