I choć nie wszystko jesteśmy w stanie wybaczyć
I choć czasami tak trudno spojrzeć w twarz
W wigilijny wieczór przestańmy rozpaczać
Okażmy sobie głębię Bożych łask.
Anielską cierpliwością wykażmy się trochę
Nadzieją godną dziecka ozdóbmy nas
I choć zimny śnieg pada za oknem
Nie chciejmy znów uciekać w wir codziennych spraw.
Ta noc, ta noc jest najważniejsza!
To dziś możemy odnaleźć w sobie blask
Choinka wcale nie najistotniejsza
Ostatnim, co obchodzi nas... jest:
Stosik prezentów, opłatek na stole
Dwanaście potraw.
Zwierzęta ludzkim głosem gadające
i szron na oknach.
_______________________________
Zdrowych, Rodzinnych i Radosnych świąt Bożego Narodzenia,
pragnę życzyć marzeń spełnienia
A w tym (nie)pechowym przyszłym roku
Miłości, Nadziei niech spłyną potoki.
Jednym zdaniem: Wesołych Świąt! ;)
poniedziałek, 24 grudnia 2012
niedziela, 23 grudnia 2012
Wcale nie!
[muzyka]
Wcale nie szukam Cię wzrokiem
Wcale nie chcę Cię na korytarzu znaleźć
Wcale nie pragnę ujrzeć Twoich oczu
A w sumie blasku, który mogę w nich odnaleźć.
Wcale nie chcę, żebyś się uśmiechał
Ani smucił się bez powodu...
Wcale nie chcę... Wcale nie...
Wcale nie mam ochoty Ci pomóc!
Chcę tylko świętego spokoju
i żebyś nie mógł magnetyzować mnie sobą.
Ale, gdy otwieram oczy, a Ty tu stoisz
Moje serce (nie)chcieć się boi.
______________________________
Dziecko znalazło śnieżek na bloga i się cieszy ;)
Wcale nie szukam Cię wzrokiem
Wcale nie chcę Cię na korytarzu znaleźć
Wcale nie pragnę ujrzeć Twoich oczu
A w sumie blasku, który mogę w nich odnaleźć.
Wcale nie chcę, żebyś się uśmiechał
Ani smucił się bez powodu...
Wcale nie chcę... Wcale nie...
Wcale nie mam ochoty Ci pomóc!
Chcę tylko świętego spokoju
i żebyś nie mógł magnetyzować mnie sobą.
Ale, gdy otwieram oczy, a Ty tu stoisz
Moje serce (nie)chcieć się boi.
______________________________
Dziecko znalazło śnieżek na bloga i się cieszy ;)
czwartek, 20 grudnia 2012
Opowieść wigilijna
[muzyka]
- Przez Chrystusa, Pana naszego, Amen.
Pięćdziesięcioletni mężczyzna odłożył niedbale książeczkę do nabożeństwa
na stół i opuścił pokój w pośpiechu, by odebrać telefon, dzwoniący już od
minuty w kieszeni jego spodni. Zgromadzeni przy stole usłyszeli jeszcze tylko,
jak odpowiada, zapewne swojej sekretarce, że pół godziny i będzie w firmie. I.,
zadrżała.
Na stole położono biały obrus, co było wynikiem długiej kłótni między I.,
a jej matką, która uparła się, że błękitny, nowy będzie o wiele lepszy na
wigilijny wieczór. Teraz obie siedziały z daleka od siebie, mimo iż I., bardzo
starała się usiąść obok swojej rodzicielki.
Również dzięki niej na stole pojawiło się sianko i dwanaście potraw. Nie
zabrakło też dodatkowego talerza dla niespodziewanego gościa, chociaż matka
zgodziła się na to tylko i wyłącznie dlatego, że wciąż miała nadzieję na
przyjazd najstarszej córki, której w trasie z W. do G. zepsuł się samochód i
stała teraz gdzieś pod Z.
- To może złożymy sobie życzenia? – zapytała cicho osiemnastolatka i
chwyciła za talerzyk z opłatkami, po czym przeszła się pomiędzy zakłopotanymi
krewnymi z W., którzy nie do końca rozumieli zwyczaje tutejszej rodziny,
rozdając każdemu kawałek opłatka.
- I., gdzie poszedł tatuś?
To mały T., właśnie podbiegł do starszej siostry i zaczął ciągnąć ją za
piękną, nową tunikę, którą dostała od matki na mikołajki. Teraz kobieta
podeszła do syna, wzięła go na ręce i odeszła na swoje miejsce, ignorując
córkę, która wyciągnęła do niej rękę z opłatkiem. Dziewczyna westchnęła i
położyła go na lśniącym czystością talerzyku pani A., ale ta nie zwróciła na
nią najmniejszej uwagi i mówiła coś cicho do najmłodszego dziecka.
Nagle do drzwi frontowych domu ktoś zapukał. I. przeprosiła wszystkich i
poszła otworzyć, ciekawa, kto mógł się pojawić, ale nie zdążyła nawet przejść
połowy drogi przez długi korytarz, kiedy została odepchnięta przez matkę. Ta, z
radosnym okrzykiem „G.!” podbiegła do drzwi i otworzyła je z rozmachem, chcąc
rzucić się pierworodnemu dziecku na szyję, ale w ostatniej chwili powstrzymała
się, bo za drzwiami wcale nie stała ukochana córka pani A., lecz jakich
wychudzony, bardzo wysoki chłopak z za długimi włosami i ubrany w zniszczone
rzeczy.
- Bardzo przepraszam, ale chyba pan się pomylił – powiedziała natychmiast
czterdziestoośmioletnia kobieta protekcjonalnym tonem, zakładając ręce na
piersi. Nie miała zamiaru wpuszczać do domu takiego obdartusa, zwłaszcza, że
tyle pieniędzy wydała na wynajęcie osób do sprzątania i gotowania! Nie
rozumiała, jak ktoś taki śmie pukać do jej domu, tak bogato przystrojonego i
pięknego w Wigilię! Na pewno nie zamierzała go ani wpuścić, ani tym bardziej
dopuścić do stołu. Oczywistym było, że chłopak pobrudziłby też obrus, a tego
kobieta nie mogłaby zdzierżyć. – Dom dla bezdomnych to przecznicę dalej –
oznajmiła i już miała zamykać drzwi, kiedy za jej plecami pojawiła się I. i
uniemożliwiła matce wyrzucenie chłopaka. Przepchnęła się obok niej i wyciągnęła
rękę do młodego mężczyzny.
- W porządku, P.? – rzuciła, ściskając go za ramię i uśmiechając się, po
czym pokazała mu ręką, że może wejść do środka. Spotkało się to z oburzonym
piśnięciem matki, ale I. zdecydowanie zignorowała jej zachowanie i pomogła P.,
jak nazwała przybysza, zdjąć za cienką kurtkę, po czym pokazała, gdzie może
zostawić zabłocone i mocno zniszczone buty. – Zdążyłeś na składanie życzeń –
powiedziała radośnie i wyciągnęła rękę do jego twarzy, żeby odgarnąć z niej
zmierzwione włosy. Ten cofnął się jednak o krok.
- Możesz mi wyjaśnić, kim jest ten chłopak i co tu robi? W Wigilię?! –
krzyknęła pani A. piskliwym głosem, wymachując rękoma.
- Mamo, uspokój się. Wszystko ci wyjaśnię później, dobrze? Teraz idź do
gości i zajmij się nimi – odparła spokojnie dziewczyna, łapiąc za rękę P. i
ciągnąć go za sobą w stronę kuchni. – Zaraz do was dołączymy – dodała, znikając
za zakrętem domu.
- Mówiłaś, że nikt nie będzie miał nic przeciw – wymamrotał P., kiedy już
siedzieli sami, a mama I. stała pod drzwiami od kuchni i krzyczała coś, nie
mogąc wejść do środka, bo jej córka zamknęła się w środku.
- Och, to nic takiego. Mama jest zła po kłótni ze mną rano, przejdzie jej
zaraz – odparła na to dziewczyna i kazała usiąść przyjacielowi. Odgarnęła mu
szybko włosy z twarzy i zaczęła nakładać kolejne warstwy podkładu i korektora,
by ukryć fioletowego sińca pod okiem osiemnastolatka.
Pani A. tymczasem uspokoiła się i poszła do salonu, skąd zadzwoniła do
męża, żeby się poskarżyć, jednak ten zbył ją, tłumacząc się brakiem czasu. Przy
tym próbował zbyt głośno nie dyszeć, co utrudniała mu jego sekretarka, bardzo
starając się, by cała uwaga mężczyzny skupiła się na niej.
Gdy tylko I. stwierdziła, że siniaka na twarzy P. prawie nie widać,
przytuliła go i zaprowadziła do jadalni, w którym większość już zdążyła złożyć
sobie życzenia i teraz czekano, aż nadarzy się okazja, żeby i domownikom życzyć
„Wesołych Świąt”, a później zaśpiewać wspólnie jakąś kolędę, jak miano w
zwyczaju. Szkoda jedynie, że pani domu nie potrafiła słów do wszystkich kolęd,
jakie zaśpiewano tego wieczoru. Tłumaczyła się brakiem czasu i tym, że do
kościoła z T. chodzi jego starsza siostra, bo przecież ona musi w niedzielę zrobić
zakupy!
Kiedy wszyscy już byli najedzeni i nadszedł czas odpakowywania prezentów,
w rolę Świętego Mikołaja wczuł się wuj I., który specjalnie przywiózł na tę
okazję wspaniały kostium. Jakież musiało być jego zdziwienie, gdy mały T.
wspiął mu się na kolana i powiedział, że
mamusia już dawno powiedziała mu, kto naprawdę przynosi prezenty. I. jednak
wybrnęła z sytuacji i szybko zdziwienie rozeszło się po kościach.
Później, gdy rozmawiała z P., który cały wieczór obserwował zachowanie
jej matki, wyjawiła, że pomysł zaproszenia wujostwa z W. było wielkim błędem,
choć to nie ona go wymyśliła. Siedziała przytulona do przyjaciela i płakała, bo
święta, mimo obecności tylu tradycyjnych osób, były takie, jak co roku. Zamiast
świętowania Bożego Narodzenia, znów były łzy, kłótnie i brak czasu od rodziców,
jaki miała na co dzień. Gdy tylko goście poszli spać, pani A. wyszła z domu –
jak I. się domyślała – do swojego kochanka.
- Gdzie w tym duch świąt? – pytała, ale nikt nie umiał jej opowiedzieć.
I tylko latający gdzieś Anioł uronił kilka łez, widząc, że nie tylko w
tym jednym domu właśnie tak „świętuje się” Wigilię Bożego Narodzenia.
środa, 19 grudnia 2012
To w sumie piosenka
Dodaje chwyty gitarowe, jakby ktoś miał życzenie się z nią chwilę pobawić ;)
Dokąd zmierza świat, a d
dokąd idę ja? a F G
Dokąd pędzi czas a d
zegar ciągle gna? a E
Ziemia ucieka spod nóg -
To niepewny grunt...
Tu przestraszony tłum
Nie ma gdzie uciekać już...
Ref. Wiesz ile uczuć zostało? C G
Ile do przebycia dróg? d a
A czasu mało, wciąż mało... C G
Nie wszystko znaleźć będziesz mógł. F f a
Dokąd zmierza świat, a d
dokąd idę ja? a F G
Dokąd pędzi czas a d
zegar ciągle gna? a E
Ziemia ucieka spod nóg -
To niepewny grunt...
Tu przestraszony tłum
Nie ma gdzie uciekać już...
Ref. Wiesz ile uczuć zostało? C G
Ile do przebycia dróg? d a
A czasu mało, wciąż mało... C G
Nie wszystko znaleźć będziesz mógł. F f a
wtorek, 18 grudnia 2012
Przyjaciółka
[muzyka]
Zaprzyjaźniłam się ze "Śmiercią"
Bo już dość miałam jej zemsty
Teraz siedzę niespokojnie się wiercąc
Próbuję znaleźć zejście z jej ścieżki.
Wcześniej siadywałam tu z rana
Czajnik wstawiałam na gaz, robiłam herbatę...
Po czym budziłam ją - pełna strachu
Że w oczach duszę bliskiego zobaczę.
Gdy już łaskawie wstawała
Humor miała czarny
Sama się więc narażałam -
Los mój był wtedy marny.
Liczyłam czasem na wdzięczność,
za te na policzkach rany
za bycie na każde skinienie
za zamknięcie się w 4 ściany.
Ale jedyne, co od niej dostałam
to krzyki, awantury i jeszcze...
śmierć wszystkich moich bliskich
Niesionych nowiną na wietrze.
Zaprzyjaźniłam się ze "Śmiercią"
Bo już dość miałam jej zemsty
Teraz siedzę niespokojnie się wiercąc
Próbuję znaleźć zejście z jej ścieżki.
Wcześniej siadywałam tu z rana
Czajnik wstawiałam na gaz, robiłam herbatę...
Po czym budziłam ją - pełna strachu
Że w oczach duszę bliskiego zobaczę.
Gdy już łaskawie wstawała
Humor miała czarny
Sama się więc narażałam -
Los mój był wtedy marny.
Liczyłam czasem na wdzięczność,
za te na policzkach rany
za bycie na każde skinienie
za zamknięcie się w 4 ściany.
Ale jedyne, co od niej dostałam
to krzyki, awantury i jeszcze...
śmierć wszystkich moich bliskich
Niesionych nowiną na wietrze.
sobota, 15 grudnia 2012
Złodziej o imieniu "Śmierć"
Dedykowane dla Igi.
Będzie mi Ciebie na korytarzu w szkole brakowało.
[muzyka]
Gdzie jesteś? Czy mam Cię znaleźć?
Dlaczego nam ją tak szybko odebrałeś?
Czymże Ci ona zawiniła?
Uśmiechem, z którym zawsze chodziła?
A może wiarą, że jeszcze pożyje?
Śmierć kradnie, a świat bliskich wyje.
Dlaczego, Boże, na to pozwalasz?
Nadzieję stawiasz na chybotliwych szalach...
A kiedy wołamy Ciebie w Potrzebie:
-Nie - mówisz - była potrzebna mnie, w niebie.
Będzie mi Ciebie na korytarzu w szkole brakowało.
[muzyka]
Gdzie jesteś? Czy mam Cię znaleźć?
Dlaczego nam ją tak szybko odebrałeś?
Czymże Ci ona zawiniła?
Uśmiechem, z którym zawsze chodziła?
A może wiarą, że jeszcze pożyje?
Śmierć kradnie, a świat bliskich wyje.
Dlaczego, Boże, na to pozwalasz?
Nadzieję stawiasz na chybotliwych szalach...
A kiedy wołamy Ciebie w Potrzebie:
-Nie - mówisz - była potrzebna mnie, w niebie.
wtorek, 11 grudnia 2012
Odsłona VII
(music)
Na środku sceny siedzę samotnie. Włosy spływają mi falami na plecy i ramiona. Dźwiękowiec wziął sobie dzisiaj wolne. Światło też ustawiłam sobie sama. Ale to nic. Przecież dzisiaj tylko zwykła próba.
Mam na sobie ciemne spodnie i białą, lekką koszulkę, która zwisa z moich ramion. Ostatnio niewiele jem.
W rękach dzierżę gitarę - "Pan Gracjan" odwdzięcza się pięknym brzmieniem nowych strun za moją uwagę i ostrożność palców.
Myślę przez chwilę, próbując przypomnieć sobie, jak leciała TA piosenka, ale jedyne, co pamiętam, to układ funkcji, które już od dłuższego czasu zmieniam na gryfie.
Jestem sama. Wiem to i choć raz wcale mnie to nie przeraża. Samotność, cisza. Wcale nie są takie złe. Ot tak, po prostu nie są złe. Czy to nie dziwne?
Oprócz sceny, wszędzie jest ciemno. Jak na spektaklu. Drzwi pozamykałam, nie mam ochoty na to, by ktoś próbował przerwać mi i tak męczącą pracę.
Przymykam powieki i choć przez chwilę próbuję wykasować myśli. Nie umiem. Coś wciąż natarczywie się do nich pakuje. Szkoła, dom, szkoła, prawo jazdy, szkoła, wieczorek kolęd, kościół, szkoła. Czy nie zapomniałam o szkole? Nie? No cóż, jest zbyt istotna, żeby móc o niej zapomnieć.
Trzask z lewej przyciąga moją uwagę. Spoglądam w tamto miejsce, a zza rogu pojawia się niezwykle wysoka i bardzo chuda postać. Z początku myślę, że to znowu On. Że przyszedł mnie odwiedzić i jak kilka lat temu wypchnąć na scenę, kiedy wahałam się i chciałam uciec. Ale kiedy światło oświetla jego kręconą czuprynę wiem, że nie jest tym, kogo oczekiwałam. Dziwne, skoro On przychodził zawsze, gdy byłam sama. Teraz zaprzestał wizyt.
Ten tutaj, z czekoladowymi oczyma i nieco wypłowiałymi włosami podobnego koloru nigdy nie będzie nim, choć pozory mogłyby mylić. Choć jego spojrzenie jest tak samo przestraszone, kiedy powoli podchodzi do sceny. Choć ma łudząco podobny uśmiech, teraz ukryty.
Nawet smuci się w ten sam sposób!
- Mogę? - pytanie niepewnie, a ja wypuszczam ze świstem powietrze. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że je wstrzymywałam w tych moich astmatycznych płucach.
- Jasne - chrypię przez łzy, które nazbierały się w moich dziwacznych oczach, gdy próbowałam zdławić kaszel. Boli. - Widzę, że przyniosłeś gitarę - zauważam, próbując tym samym odwrócić jego uwagę od własnej chwili zawahania.
- No... tak - odpowiada i od razu widać, że się denerwuje. To też jest podobne do Niego. To jak cholerne deja vu.
- Hej, nie denerwuj się - mówię, łapiąc za ramię nowoprzybyłego i uśmiechając się pobłażliwie.
- Skąd wiesz, że się denerwuję?
Wzruszam ramionami.
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, nie umiem przestać zachowywać się jak przy Nim. Nauczyłam się Go kiedyś na pamięć, a teraz muszę się tego oduczyć. To jakbym brała kokainę przez pół życia z tym samym skutkiem i wzięła kolejny raz, a skutek byłby odwrotny. To nierealnie niemożliwe.
środa, 5 grudnia 2012
Upór?
[music]
Patrzę i... widzę,
choć pewnie wolałbyś
gdybym po prostu odpuściła.
Nie dotykam, a czuję,
jak bolesny rytm serce
Twe wyrzuca w przestrzeń...
Nie słucham i nie chcę...
Przekleństwem moim - ton
wciąż słyszeć.
Nie całuję, nie szepcę...
Obecnością łatam dziury,
Upartością omijam mury.
Patrzę i... widzę,
choć pewnie wolałbyś
gdybym po prostu odpuściła.
Nie dotykam, a czuję,
jak bolesny rytm serce
Twe wyrzuca w przestrzeń...
Nie słucham i nie chcę...
Przekleństwem moim - ton
wciąż słyszeć.
Nie całuję, nie szepcę...
Obecnością łatam dziury,
Upartością omijam mury.
Subskrybuj:
Posty (Atom)