Wbiegłam do teatru, dusząc łzy i łkanie we własnym gardle, nie mogąc przez to złapać odpowiedniego oddechu.
Chciał mnie odsunąć.
W roztargnieniu zrzuciłam z twarzy maskę redaktora i z niewypowiedzianym krzykiem odrzuciłam ją od siebie, by sięgnąć inną, pierwszą z brzegu twarz, a po chwili stanąć na środku sceny. Bez rekwizytów... bez ozdób... i bez kurtyny. Z początku nie zwróciłam na to uwagi, jednak jedno spojrzenie na widownię wystarczyło, by pojąć, że to wszystko wina maski - maski, która w rzeczywistości nią nie była... lecz prawdziwej twarzy.
Chce mnie odsunąć.
Już kiedy dotarło do mnie, że jestem "Niewygodną" naczelnemu, wiedziałam, że fatalne wynikną z tego kłopoty. To było... półtora roku temu, gdy jeszcze ich wszystkich nie znałam. Do tej pory zaś jakoś grało, umiałam odpuścić w odpowiedniej chwili czy... sama sobie coś... załatwić. Grałam dobrego dziennikarza, którym tak naprawdę nigdy wcale nie chciałam być. Chodziło o żużel i cóż... żużlowców... Ale co o tym świecie może wiedzieć 19-letnia dziewczyna?
Pasja do "czarnego sportu" zbrzydła mi szybko przez kulisy tego środowiska. i stała się tylko sposobem na zarobek...
Chce i zrobi to.
Dopiero w tym roku, po którymś wyjeździe (może do Gdańska, na mecz z SMSem), dotarło do mnie, jak ważni stali się dla mnie dzisiejsi widzowie. - Ot. 20 chłopa i dwóch pijaków, którzy tych pierwszych potrafią pokochać. Moich starszych braci, choć i "Młody" się tam gdzieś pod nogi przypałętał...
Chce mi to zabrać.
Dopiero w Gdańsku dotarło do mnie, jak bardzo chce być... cóż. Swoja. Nie klubu, nie redakcji, nie syfów. Ich. Swojak.
Dziś przyszli na widownię, gdy - z pomyłki! - nie założyłam na twarz swą maski. Dziś! Siedli wokół, mieszcząc się zgrabnie w dwóch rzędach - na honorowym miejscu trzymając moją przyjaciółkę.
DZIŚ?!!
Kiedy dotarło do mnie, jak bardzo mi na tych chłopakach zależy, po prostu stanęłam w miejscu, pośrodku sceny i wybuchnęłam płaczem, objąwszy się ramionami. Rozpłakałam się doszczętnie, tracąc nad sobą resztki panowania. I stałam tak. Płacząc. Krzykiem niewypowiedzianym wołając potwierdzenia, że nie dadzą mnie skrzywdzić. Że jestem "Swojakiem"...
- Ej, mała! Czego płaczesz? Przecież nie damy nikomu Ciebie zastąpić - powiedział kiero.
- Cześć - potwierdził z nikłym na twarzy uśmiechem Darek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz