Osiemnastolatka
miała w swojej kolekcji kilka rysunków, nieco podrasowanych jej wyobraźnią,
które miały przedstawiać piękno parku z przeszłości, gdzie ławki osadzono
między prętami oplecionymi przez pędy róż, wysepka na środku nie była jedynie
siedliskiem kaczek, a po prawej stronie schodów stała niewielka altana, gdzie
spotykały się coraz to nowe pokolenia zakochanych arystokratów. Oczyma
wyobraźni widywała gipsowe kolumienki, smukły dach i trzy schodki, a w środku
białe ławeczki – wszystko oplecione krzakami kwitnących róż. Wieczór, powolny
zmierzch malujący niebo na różne barwy, świetliki latające nad wodą i stary
latarnik, zapalający czarne, piękne lampy, które rozjaśniały spóźnionym
wędrowcom kamienne dróżki. Mnóstwo zieleni, młodych drzew, kwiatów i unoszący
się w powietrzu słodki zapach wszechobecnych róż. Dźwięk skrzypiec, dochodzący
gdzieś z oddali, zaplatany w nieznaną nikomu symfonię samotnego wirtuoza.
Ostatnie promienie słońca z pewnością padały na czyściutką wodę stawu i
odbijały się, tworząc na twarzach przypadkowych przechodniów kolorowe, ciepłe
refleksy. Kobiety, przechadzające się w obfitych sukniach, kapeluszach z rondem
i parasolką w dłoni, uśmiechały się i promieniały subtelnym pięknem, czarując
swoich adoratorów i zapraszając ich w sidła głębokich uczuć. Dzieci uciekające
przed niańkami i marzące o wolności rodem z pięknych baśni, pragnące schować
się gdzieś przed dorosłymi, by nie zaprzestawać bawić się z innymi marzycielami.
Przy brzegu,
po przeciwległej stronie stacjonowałby z pewnością niewielki stateczek, w
którym dziewczyna odnalazłaby kawiarenkę, zabawnie chyboczącą się na wodzie. I
wyskakujące z wody ryby, rozpryskiwałyby wodę na jej twarz…
A ona zawieszona pomiędzy dorosłością a dzieciństwem. Pragnąca jednego - cichej wizyty wieczorem psotnego chłopca, który zabrałby ją z okna do swojego królestwa, gdzie nikt nigdy nie wymagałby od niej dorosłych decyzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz