Do czytania polecam: https://www.youtube.com/watch?v=q9MZUeeg2Ug
Właśnie tak zawsze wyobrażałam sobie ten moment...
_________
Był chłodny, wilgotny, listopadowy wieczór, a nad Doliną Godryka niedawno zaszło słońce. Tłum gapiów zgromadził się przed domem państwa Potterów by podziwiać dzieło zniszczenia. Dom z każdą chwilą rozpadał się coraz bardziej, choć główna kondygnacja schodów i dwie ściany piętra wciąż miały się nieźle, ukrywając ciała dwójki młodych czarodziejów.
Właśnie tak zawsze wyobrażałam sobie ten moment...
_________
Był chłodny, wilgotny, listopadowy wieczór, a nad Doliną Godryka niedawno zaszło słońce. Tłum gapiów zgromadził się przed domem państwa Potterów by podziwiać dzieło zniszczenia. Dom z każdą chwilą rozpadał się coraz bardziej, choć główna kondygnacja schodów i dwie ściany piętra wciąż miały się nieźle, ukrywając ciała dwójki młodych czarodziejów.
Severus Snape postarzał się w jednej chwili o 50 lat.
Aportował się tuż przy drzwiach domu, ukryty pod zaklęciem kameleona i stanął w
bezruchu, widząc ogrom zniszczenia, jakie dotknęło spokojne domostwo. Plecy
zgarbiły mu się w bezwarunkowym odruchu, ręce i wargi zaczęły drżeć, a z twarzy
odpłynął mu cały kolor, którego przecież i tak nie było nigdy w nadmiarze.
Rozchylone usta i rozszerzone ze strachu źrenice, dopełniały jedynie obraz
człowieka, który z wydobywającym się z płuc ostatnim tchnieniem tracił sens
życia.
- Nie… - wyrwało mu się z ostatkiem powietrza, którego nie
chciał już nigdy poczuć w swoim ciele. Z każdą sekundą rosło przerażenie, które
– gdyby ktoś mógł go zobaczyć – uznano by za irracjonalne. To przecież tylko w
części zawalony budynek. U nikogo nie mógł wywołać aż tak skrajnej reakcji, ale
on pragnął krzyczeć i zamilknąć na wieczność.
- To straszna strata, tacy młodzi ludzie – usłyszał głos
mugolskich gapiów, którzy pewnie uznali jego prywatną tragedię za zwykły wybuch
gazu, albo znaleźli jej inne, równie idiotyczne, mugolskie wytłumaczenie. A on?
Rozpadał się od środka, kawałek po kawałeczku, nie mogąc się ruszyć z miejsca,
nie panując nad ciałem, mimo że jeszcze gdzieś tliła się w nim nadzieja, że
pogłoski o śmierci Potterów staną się tylko żartem…
- Lily… - wyrwało mu się z piersi, gdy upadał na kolana,
które nie wytrzymywały już ciężaru wszechogarniającego go, duszącego żalu i
bólu, i poczucia winy po stracie, której miał doświadczyć w pełni, gdy weźmie
jej zimne, martwe ciało w ramiona, a której nie potrafił zapobiec.
Sam nie wiedział, jaki szał podniósł go z kolan i kazał
otworzyć zatrzaśnięte na klamkę drzwi frontowe, ani co pchało go po schodach w
górę, mimo że rozsądek kazał uciekać jak najdalej i sprawić by zapomniał. Ale jak miał zapomnieć to rozrywającego go od
środka uczucie? To wypełniające jego żyły palącym bólem serce, które z każdym
krokiem w jej stronę rozpadało się coraz bardziej? Jak miał o tym zapomnieć?
Jego świadomość ledwie zarejestrowała Jamesa, leżącego na
schodach z otwartymi oczyma, w których zastygł strach, pomieszany z
determinacją w chronieniu rodziny. Ale co mógł zrobić czarodziej bez różdżki w
starciu z samym Czarnym Panem?
Jak mogli być tacy głupi?! Nagle ogarnęła go odurzająca
wściekłość, która sprawiła, że w kącikach oczu zobaczył czarne i czerwone
plany. Był tak oszalały z palącej chęci wskrzeszenia tego człowieka, który
leżał u jego stóp, tylko po to, by powtórnie go zabić za jego beztroską
głupotę. Gdyby miał różdżkę, mógłby chociaż spróbować zawalczyć! Przecież był
takim wspaniałym czarodziejem, do cholery, może mógłby pokonać…
Ach, co on bredził. Wściekłość zniknęła równie szybko, jak
się pojawiła. Przecież nikt nie był w stanie pokonać Czarnego Pana. Gdyby tak
było, sam chętnie poświęciłby życie, by tylko zapobiec widokowi, który ujrzał,
wdrapawszy się na piętro budynku.
Drzwi do sypialni ich synka były uchylone. Gruz walał się po
podłodze, oświetlaną przez światło księżyca i gwiazd, wpuszczane do środka
przez potężną wyrwę w dwóch ścianach i dachu. To tu. To tu łupnęło zaklęcie.
Ale co je odbiło? Przecież to niemożliwe, by uchronić się przed Avada…
W tym momencie jego wzrok padł na nieruchomy kształt, w
której rozpoznał ciało ukochanej kobiety. Wszystko stanęło w miejscu. Czas i
przestrzeń przestały istnieć. Wszystko, co składało się na jestestwo Severusa
Snape’a zamarło na jedno uderzenie serca, by po chwili wybuchnąć z pełną siłą
jadu, sączącego się boleśnie do jego krwioobiegu wraz ze świadomością, że ona
naprawdę odeszła…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz