środa, 15 sierpnia 2018

Odsłona XXV

Wbiegam, dysząc ciężko, po schodach mojego teatru. Znowu wygląda jak coś, co kiedyś przypominało piękny neogotycki budynek, ale zaniebali go właściciele i teraz odpadło mu trochę tynku, a farba zszarzała i wykruszyła się w wielu miejscach. Jestem pewna, że z tyłu znowu rozprzestrzenił się ten bezczelny bluszcz. Jestem zła na siebie. Wiem, że to moja wina, że tak długo mnie tu nie było. A potrzebowałam tego oczyszczenia, mojego prywatnego katharsis, tej ucieczki i oddechu.
Nie sądziłam, że miłość może być destrukcyjna na polu twórczym. Chociaż, tak, zgryźliwy czytelniku, obserwatorze. Trudno moją bazgraninę i występy cyrko-kabaretowe uznać za twórczość. Ale lubię tak o nich myśleć.

Wpadam do pomieszczenia kontrolnego i zapalam wszystkie światła, kaszląc jednocześnie od kurzu. Ugh, czy ja przestałam płacić dozorcy?
Odpalam komputer i szukam jakiejś przyzwoitej piosenki. Sama nie wiem, co się ze mną działo. Ot, blokada. Kiedy tylko patrzyłam w stronę teatru, miałam ochotę wymiotować i unikałam go jak ognia.

Z ulgą witam załączającą się klimatyzację i biegnę po schodach, by dotrzeć do starej garderoby. Zaraz wpadnę w moje maski i będę mogła z ulgą powitać złośnicę, wredotę, szczęściarę i wiele, wiele innych. Muszę odpocząć od mojej zmęczonej twarzy.

Miłość - właśnie ona zadziałała na mnie tak okrutnie. Przestałam umieć wyrażać siebie, coś mi gdzieś umnęło. Może uznałam to za nieporządane. A może tylko zagrzebałam maski razem z uczuciem odrzucenia i po prostu pozwoliłam, żeby mniej mnie bolało.

Wpadam do garderoby i od razu rzucam się w kierunku stołu.
Ale ten jest pusty.
Zatrzymuję się z wytrzeszczonymi oczami.

Gdzie są moje maski?

W pomieszczeniu rozlega się sapnięcie i rzucam się w stronę starej komody. A później szafy. A później przeszukuję całe pomieszczenie.

Nie! One są mi potrzebne! Zwłaszcza teraz...

Za tydzień i dwa dni mam swój wielki występ. Nie mogę na nim pokazać tej zmęczonej życiem twarzy. Nie mogę pozwolić, by zobaczył smutek.

Muszę je znaleźć.

Wiecie, gdzie mogę z powrotem nauczyć się przywdziewać maski?

Pukanie przerywa mi rozgorączkowane szukanie. - Wlazł! - krzyczę i rzucam się w stertę szmatek, które wkładałam raz w życiu i nie pozwalałam, żeby więcej ujrzały światło dzienne. Może tam.

- Co robisz?

Staję jak wryta. Czyżby...
Ale nie, to nie on. To dwójka nowych. Jeden patrzy na mnie wygłodniałym wrokiem, drugi jest smutny. Oni też chyba zgubili swoje maski.

Wzruszam ramionami.
- Nic takiego. Kto Was tu wpuścił?

Wyższy uśmiecha się drapieżnie i podchodzi bliżej niż bym chciała. Wiem, czego ode mnie chce i powstrzymuje się tylko dlatego, że ten drugi patrzy.

- Masz dla mnie prywatny występ? - pyta wprost do mojego ucha, ale ze śmiechem odpycham go i wyganiam dwójkę na zewnątrz. Gdybym miała wybierać, to nie ten miałby szansę na prywatne przedstawienia.

Na drzwiach teatru wywieszam karteczkę "Uwaga, prace remontowe. Wstęp wzbroniony".
Idę do domu. Tam poszukam. Tam jeszcze muszę je mieć. Boję się jechać bez nich do Lubina.

A co jeśli nie?...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz